Polska ma przed sobą dobre perspektywy – to główne przesłanie drugiej odsłony Akademii Kryzysowej ZMPD, która odbyła się w środę 1 lipca 2020 r. Autorem przesłania był prof. Marek Belka, gość wydarzenia.
– COVID-19 nadwyrężył gospodarki niemal wszystkich krajów. Negatywne skutki pandemii odbijają się w każdej dziedzinie, wśród pokrzywdzonych jest też branża transportu drogowego – powiedział na wstępie prezes ZMPD Jan Buczek. – My, przedsiębiorcy transportowi, jesteśmy uczestnikiem rynku międzynarodowego, świadcząc usługi dla przeróżnych dziedzin gospodarki. Od tego, jak będzie wyglądał globalny rynek po pandemii, zależy nasza przyszłość – podkreślił.
Marek Belka podzielił swoje wystąpienie na trzy części. Pierwsza dotyczyła natury kryzysu, jaki przeżywamy, a także jak prezentuje się na tle kryzysu z 2008 r.
Natura obecnego kryzysu wymusza na państwach określone działania. Kryzys roku 2020 jest o tyle niepowtarzalny, że został wywołany przez działania państw. To one w obliczu niebezpieczeństwa, jakiego wcześniej nie doświadczyły, mogły zastosować tylko lockdown (zamrożenie) i przy zachowaniu reżimu sanitarnego czekać, aż sytuacja się uspokoi. – Trzeba jasno powiedzieć, że ten wirus to pestka w porównaniu do plag, jakie nawiedziły świat w zamierzchłej historii. Całkiem niedawno na ustach wszystkich był wirus Ebola, ale dotyczył tylko Afryki. Gdyby pojawił się np. w Nowym Jorku czy w Wuhan, być może również mielibyśmy do czynienia z pandemią – powiedział Marek Belka. W miarę sprawnie poradziły sobie z nim kraje słabo zarządzane jak Sierra Leone.
W drugiej części gość Akademii omówił sytuację na świecie i w Europie.
Snując rozważania, co należy zrobić, by zapobiec katastrofie gospodarczej, Marek Belka wlał w dusze uczestników seminarium nieco optymizmu. – W przypadku koronawirusa ludzkość ma spore szanse na sukces. Zapewne wielu będzie kwestionować dotychczasowe restrykcje, posługując się argumentami, że COVID-19 nie sieje aż takiego spustoszenia. Gdyby jednak nie te ograniczenia, to przebieg pandemii mógłby być o wiele bardziej dramatyczny – zauważył. Widać to na przykładzie Brazylii, gdzie rząd zlekceważył sprawę. W efekcie liczba zachorowań i zgonów jest jedną z najwyższych na świecie. Podobnie Peru – ma 10 razy więcej zgonów na 1000 mieszkańców niż Włochy. W Europie najgorsza sytuacja jest w Wielkiej Brytanii i Hiszpanii. To pokazuje, że jedynym sposobem na koronawirusa jest nagłe zatrzymanie wszelkich aktywności.
Receptą na opanowanie załamania gospodarczego jest udostępnienie jak najwięcej środków pomocowych zarówno dla przedsiębiorców, jak i pracowników, którzy tracą pracę. Większość krajów, które było na to stać, zdecydowało się taki krok, nie licząc się z konsekwencjami dla budżetu. Ocenia się, że w tym roku, przeciętnie na świecie, deficyt budżetowy wyniesie 10-12 proc., a dług publiczny wzrośnie o 18 proc. W przypadku kraju wysoko zadłużonego, jak np. Włochy czy Francja, to na dłuższą metę duże zagrożenia dla finansów publicznych. W Stanach Zjednoczonych jest podobnie, tylko tam nikt nie przejmuje się dyscyplinowaniem gospodarki.
Zanim jednak optymizm zatriumfuje, upłynie nieco czasu. Trzeba być świadomym, że działania interwencyjne nie wystarczą, by poradzić sobie z wszelkimi bolączkami, Wiele osób straci pracę, wiele firm zbankrutuje, co oznacza, że odbicie w kolejnych miesiącach, kwartałach będzie powolne. W związku z tym efekt gospodarczy koronawirusa będzie głębszy i dłuższy. Tym bardziej, że czeka nas prawdopodobnie druga fala kryzysu.
Wszystkie prognozy są dzisiaj obarczone wielką niepewnością, ale wiemy, jak gospodarka zareagowała w pierwszych miesiącach. MFW przewiduje, że gospodarka globalnie obniży się o ok. 5 proc. Wydaje się niewiele, ale biorąc pod uwagę, że ostatnimi czasy regularnie rosła o 4 proc., to ta obniżka wyniesie realnie 10 proc. Takiego spadku jeszcze w gospodarce nie było. Najbardziej uderzy to w kraje wysoko rozwinięte, które mają środki, by przez pierwszą falę przejść, ale potem stosunkowo powoli będą nadrabiać zaległości. W Europie przeciętny spadek PKB ma wynieść ok. 9 proc.
Dużo się mówi o spóźnionej reakcji Europy. A tymczasem od samego początku zastosowała wiele środków ekonomicznych. Zwolniła pieniądze ze starego jeszcze budżetu do dyspozycji państw. Polsce przypadło 30 mld zł na nieodzowne wydatki; zawieszono wszelkie zasady związane z pomocą publiczną; pozwolono rządom państw, nie bacząc na politykę konkurencji UE, bronić swoich przedsiębiorstw przed wrogimi przejęciami. Oprócz tego wszedł do gry Europejski Bank Centralny z olbrzymią gotówką i po raz pierwszy w historii zaczął kupować obligacje prywatnych przedsiębiorstw. Uruchomiono 560 mld euro, po części z Europejskiego Funduszu Stabilizacyjnego oraz ok. 300 mld euro w programie pożyczek (na praktycznie 0 proc.) z Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Zapowiedziano uruchomienie Funduszu Odbudowy o wartości 750 mld euro, finansowanych z pożyczek z rynku kapitałowego gwarantowanych przez budżet UE, a nie ze składek państw. Te pieniądze mają być przeznaczone na finansowanie nowych priorytetów – celem jest dekarbonizacja gospodarek, cyfryzacja, wspólna polityka zagraniczna, zdrowotna; muszą też wiązać się z praworządnością, co jest jeszcze do zdefiniowania - wyjaśniał Marek Belka.
Trzecia część wystąpienia Marka Belki to sytuacja w Polsce.
Z drugą falą koronawirusa zetkniemy się jesienią. Co ważne, chodzi o jej ekonomiczny wariant. To konsekwencja dziur we wszystkich tarczach, jakie zastosowaliśmy. Gdyby się okazało, że bezrobocie rośnie bardzo szybko i ludzie zaczynają się bać utraty pracy, spowoduje to zmianę zachowań konsumpcyjnych. Jeżeli wiele firm nie wytrzyma tego zamrożenia i zbankrutuje, to grozi nam fala bezrobocia i – patrząc szerzej – spadek zamówień w ramach całej gospodarki. W Polsce najbardziej optymistyczne prognozy zakładają spadek PKB o 3-4 proc., a w wariancie pesymistycznym 4-5 proc. To znacznie lepsze wskaźniki niż przeciętna europejska. Oznacza to, że mamy duszą szansę wyjść z kryzysu obronną ręką.
Czy komukolwiek 15 lat temu przyszłoby do głowy, że mamy najbardziej dynamiczny transport drogowy w Europie? W pewnym momencie mieliśmy 40 proc. obsługi ruchu kabotażowego w Europie. Teraz mniej, ale wciąż mamy silną pozycję. Biorąc pod uwagę, ile procent PKB dostarcza, warto mocniej przekonywać rząd, by skutecznie walczyć w nowej rzeczywistości.
Polska przeżyje poważny kryzys, ale płytszy niż inne kraje. Pandemia przebiega u nas łagodniej. Jesteśmy mniej zależni od turystyki, od usług, w których liczy się kontakt między ludźmi. Polska gospodarka jest bardzo związana z niemiecką, co też pomoże, zważywszy, że Niemcy dobrze radzą sobie z kryzysem.
Działania rządu należy ocenić pozytywnie. Co prawda tarcze były dziurawe, nie uwzględniały wielu potrzeb, ale środki pomocowe były znaczące, porównywalne do tych z Europy Zachodniej, uwzględniając PKB. Już pod koniec roku mamy szansę zrównać się z PKB Hiszpanii. Ruina finansów publicznych jest nieunikniona, ale w pełni uzasadniona. Będą dziedziny gospodarki gorzej znoszące ten czas, jak turystyka zagraniczna, ale już teraz obudowuje się przemysł przetwórczy, handel zagraniczny, powoli wracają do życia galerie handlowe. Przyszłość ma przed sobą praca zdalna, szybko się jej nauczyliśmy. Podobnie zdalna edukacja i medycyna. Ta ostatnia może liczyć na sporą dawkę inwestycji.
Kolejną szansą dla nas jest regionalizacja produkcji i skracanie łańcuchów dostaw. Zdaniem Marka Belki, transport drogowy czerpie z dynamiki konsumpcji. Jeżeli jest, to towarzyszy jej produkcja i zamówienia. W przypadku przewoźników to kluczowe. Druga fala dla ekonomistów to nie jest fala zachorowań, tylko skala upadku firm i zwolnień z pracy. To trzeba powstrzymać. Musi nas na to stać, jeśli się przydarzy. Trzeba iść drogą Hiszpanów, którzy uruchomili kolejną fazę pomocy.
Ostatnią częścią spotkania były pytania i refleksje uczestników.
Sławomir Jeneralski, moderator Akademii, zapytał, czy skracanie łańcuchów dostaw jest korzystne dla firm transportowych. Marek Belka odpowiedział, że może uderzyć w transport morski, ale drogowy może na tym zyskać. Wiąże się to z rosnącymi potrzebami transportowymi w Europie i jej najbliższym sąsiedztwie. Co więcej, przeniesienie łańcuchów z Chin w inne rejony świata, również stwarza dla transportu drogowego szereg nowych możliwości.
Drugie pytanie wiązało się z dysproporcją w wartości pomocy. Bogate kraje mogły sobie pozwolić na więcej, biedniejsze na mniej. Czy nie osłabia to konkurencji? Marek Belka potwierdził te obawy, ale zaznaczył, że w Polsce ta pomoc jest na przyzwoitym poziomie, nie takim jak w Niemczech, ale nie gorszym niż we Włoszech. Biorąc pod uwagę inne czynniki, jesteśmy w grupie uprzywilejowanej.
Prezes ZMPD podzielił się refleksją, że w dotychczasowych działaniach pomocowych UE korzyści omijały branżę transportu drogowego. W okresie pandemii okazało się, że bez transportu żadne państwo by sobie nie poradziło w walce ze skutkami kryzysu. Wyraził nadzieję, że branża transportowa być może staje wreszcie przed szansą skorzystania z tej pomocy. Marek Belka stwierdził, że polscy przewoźnicy przed kryzysem dawali pokaz siły i sukcesu. Trudno się dziwić, że inne państwa próbują osłabić naszą pozycję. Wspomniał, że Komisja Europejska od samego początku kryzysu zażądała zielonych korytarzy, by odblokować transport. O wiele bardziej ucierpiał transport pasażerski, który będzie potrzebował znacznie więcej czasu na odbudowę. Transport towarowy ma więcej argumentów. Najważniejsze, by jak najwięcej żądeł wyrwać z Pakietu Mobilności.
Jan Buczek podkreślił, że ZMPD jest tą organizacją, która pilnuje zapisów Pakietu w Brukseli. Dzięki zaangażowaniu Marka Belki, Elżbiety Łukacijewskiej, Kosmy Złotowskiego, Bogusława Liberadzkiego i innych europosłów próbujemy przekonywać do swoich racji. Działamy wspólnie, interesuje nas transport, a nie polityka. Liczymy, że uda się uwzględnić także nasze ostatnie postulaty.
Marek Belka zaakcentował, że jedyną mocną kartą, którą gramy na forum międzynarodowym, jest sprawna gospodarka. Zmieniło się postrzeganie Polski przez państwa zachodnioeuropejskie. Adwokatami Polski w UE wciąż są Niemcy. To nasi partnerzy. Musimy być silni w Europie, by nas szanowano. Szkoda, że przysłaniamy ten walor nadmiernym skupieniem na sobie i nie wykorzystujemy atutu, jakim są chętni do pracy ludzie. Nasze miejsce zajmują Rumuni. Jest ich coraz więcej na rynku przewozów. To naród o dużej chęci do pracy, przywiązany do krajów frankofońskich.
Na pytanie Piotra Prudzyńskiego, czy koronawirus będzie scalał Europę, czy ją dzielił, gość Akademii odpowiedział, że za 5 lat wszyscy się o tym dowiemy. Zwrócił uwagę, że pandemia zaktywizowała na początku przeciwników integracji, eurosceptyków, którzy oskarżali Europę o liczne zaniedbania. Ich głos jednak słabnie. Pragnienie integracji jest teraz o wiele silniejsze. Docenia się pomoc, jaką Europa przeznacza na ratowanie gospodarek. W sytuacji, kiedy narasta konflikt między USA a Chinami, potrzebna jest wspólnota.
Pojawiła się kwestia akcyzy na paliwo. Jan Buczek skomentował, że w transporcie międzynarodowym powszechną praktyką w Europie jest możliwość uzyskania jej zwrotu. My jako ostatni w Europie staramy się o taki mechanizm. Niestety, prośby są odrzucane, ze względu na to, że zysk dla przewoźników może być niższy niż koszty obsługi tego procesu. Chęci do dialogu nie ma. Ten element może nam utrudnić walkę konkurencyjną w czasach pokryzysowych, kiedy każdy grosz będzie miał znaczenie.
– Wszystkich negatywnych skutków kryzysu nie da się powstrzymać. Pomoc państwa ma złagodzić cios i dać szansę na odbudowę biznesu po przejściu pierwszej fali kryzysu. Rozumiem, że kluczową sprawą dla rządu jest utrzymanie zatrudnienia. Dla ekonomisty w parze z tym idzie konsumpcja. Kryterium jest zatem zachowanie miejsca pracy. Jak się uda, wyjdzie się z tego mniej obolałym – zakończył Marek Belka.Opr. ZMPD/DWSK/AM