Przewoźnicy po raz kolejny nie zostawili suchej nitki na założeniach nowego systemu poboru opłat. – Proponowane przez państwo rozwiązania są po prostu złe – mówią transportowcy. Krajowa Administracja Skarbowa zostaje przy swoim zdaniu. Kolejne spotkanie zorganizowane przez KAS odbyło się 10 maja 2021 r. Gospodarzem był szef KAS Małgorzata Rzeczkowska.

Nie ustają kontrowersje przy wprowadzaniu nowego systemu poboru opłat – e-TOLL. Przewoźnicy nadal podkreślają, że wprowadzająca go Krajowa Administracja Skarbowa wbrew deklaracjom nie słucha głosu praktyków, lecz stara się za wszelką cenę przekonać ich do swojego zdania. 

Gospodarz spotkania, szef KAS Małgorzata Rzeczkowska po powitaniu gości oddała głos dyrektorowi Departamentu Poboru Opłat Drogowych Tomaszowi Praratowi, który poinformował o uruchomionej  od 4 maja stronie internetowej poświęconej systemowi e-TOLL oraz o rozważanej przez administrację skarbową 500-złotowej uldze podatkowej dla przedsiębiorców, którzy zakupią urządzenia OBU do uiszczania opłat drogowych w systemie e-TOLL. Ta informacja nie tylko nie uspokoiła atmosfery, lecz wręcz dostarczyła kolejnej porcji wątpliwości.

– Wprowadzenie takiego rozwiązania przysporzy Polsce tylko dodatkowych kłopotów. To prosta droga do zaskarżenia tych przepisów do UE w związku z nierównym traktowaniem krajowych i zagranicznych podmiotów korzystających dróg płatnych w Polsce – podkreślił dyrektor generalny ZMPD Wiesław Starostka.

– Nie chcemy kolejnego 500 +. Chcemy za to, by nowy system był prosty i klarowny, by każdy wiedział, co do niego należy – odpowiedział prezes ZMPD Jan Buczek. – ZMPD od początku uczestniczy we wszystkich spotkaniach dotyczących nowego systemu; o naszych obawach i propozycjach ich rozwiania mówiliśmy już jesienią ubiegłego roku. Regularnie powtarzamy cały katalog naszych uwag i przed każdym kolejnym spotkaniem mamy nadzieję, że może wreszcie coś się zmieni, że nasze propozycje trafią na podatny grunt. Tymczasem nasze wnioski są ciągle odrzucane, a zamiast nich pojawiają się nowe pomysły, jak właśnie transportowe 500 +. To nie jest nam teraz najbardziej potrzebne. Potrzebne są za to urządzenia OBU. Dostarczcie je tym przewoźnikom, którzy uważają je za najlepsze dla siebie rozwiązanie. Inni przecież mogą korzystać z urządzeń ZSL czy aplikacji mobilnej, na własne ryzyko – zwrócił się do urzędników ministerstwa finansów Jan Buczek.

–  Sytuacja jest nadzwyczajna. Do uruchomienia systemu pozostało 3,5 miesiąca, a urządzeń OBU ciągle nie ma. Dlatego proponuję niezwłocznie uruchomić procedurę przetargową, która pozwoliłaby na wyłonienie dostawcy i szybkie rozpoczęcie produkcji tych urządzeń – dodał dyrektor generalny ZMPD Wiesław Starostka.

Przewoźnicy z uporem powtarzali znane już argumenty dotyczące braku urządzeń OBU, szykującymi się potężnymi kłopotami związanym z faktem, że jeśli już się one pojawią, to będą musiały być zakupione przez firmy transportowe. To zaś z kolei spowoduje, że to przedsiębiorcy będą ponosić winę za ich ewentualne niesprawne działanie. Efekt jest łatwy do przewidzenia – niemal natychmiastowe duże kary do zapłacenia, od których odwołanie będzie ciernistą drogą.

Przewoźnicy mówili jednym głosem: to państwo musi być dystrybutorem urządzeń OBU, wydawanych tak jak dotychczas za pobraniem kaucji. Takie rozwiązanie z miejsca eliminuje bardzo dużą liczbę problemów. Apelowali także o przedstawianie not do zapłaty za nieopłacony przejazd, a nie nakładanie od razu mandatów. Uwagę, że mają trzy dni na odwołanie kwitowali, że w ciągu tych kilku dni nie będą w stanie dowiedzieć się, że nie zapłacili za jakiś odcinek. 

Przewoźnicy stawiają sprawę jasno: państwo ma obowiązek dostarczyć OBU. Przerzucenie tego obowiązku wyłącznie na funkcjonujących na wolnym rynku przedsiębiorców prywatnych nie związanych żadnymi umowami z operatorem systemu wprowadzi tylko chaos i  przysporzy wszystkim dodatkowych kłopotów. – Nie dość, że tych urządzeń ciągle nie ma, to jeszcze nie wiadomo, ile będą kosztowały – mówili na spotkaniu coraz bardziej wzburzeni przedstawiciele międzynarodowego transportu drogowego. 

Przewoźnicy zadawali też retoryczne pytania, m.in. co w przypadku, gdy telefon, na którym wgrana jest aplikacja, zepsuje się – czy w takim razie kierowca musi wozić ze sobą dwa aparaty? Co w przypadku, gdy operator urządzenia pokładowego nie spełni wymagań KAS i zostanie skreślony z listy certyfikowanych podmiotów, a firma transportowa będzie już miała sprzedane przez ten podmiot urządzenia?

Na wprowadzenie nowego systemu państwo miało już dwa lata, a dziś, rzekomo na wniosek transportowców, trzeba przesuwać termin jego wdrożenia, bo nic nie jest dograne. – Nie zrzucajcie państwo odpowiedzialności na nas, nie róbcie z nas kozłów ofiarnych – apelowali przewoźnicy. – Czeka nas piękna katastrofa, bo nie ma żadnego zabezpieczenia interesu przewoźników – nie miał złudzeń Maciej Wroński, prezes związku pracodawców Transport i Logistyka Polska. Nikt nie potrafił odpowiedzieć na jego pytanie co się stanie, kiedy na placu boju zostanie jeden dostawca, który będzie windował cenę za urządzenia i koszty łączności. – Państwo nie może umywać rąk. Jego rola jako dystrybutora OBU jest niezbędna, bo zabezpiecza nas przed zdzierstwem podmiotów zewnętrznych – dodał prezes Maciej Wroński.

Przewoźnicy domagali się także klarownego oznaczenia wjazdu na płatną drogę i odpowiednio wczesnego zjazdu na drogę bezpłatną. Podkreślali, że w obecnym systemie kierowca, mając ciągle aktywne urządzenie, w ogóle nie musi się martwić, czy aktualnie jest na drodze płatnej czy nie. Tymczasem w nowym systemie korzystając z aplikacji mobilnej będzie musiał ją włączać przed wjazdem na drogę płatną i wyłączać po zjeździe z tej drogi. W tej nowej sytuacji kwestia oznakowania dróg płatnych nabiera całkiem innego wymiaru. 

Najsmutniejsza była jednak pointa całego spotkania, którą wypowiedział jeden z przewoźników: Państwo i tak zrobi, co będzie chciało.

Opr. ZMPD/DWSK/PG